[15] 10.04.2020
To pierwsze święta Wielkiej Nocy, chyba w życiu każdego z nas, gdy rodziny, mamy, babcie, ktokolwiek – nie może normalnie pójść do kościoła z koszykiem na święconkę.
Nie mam pojęcia dlaczego – ale to mi się narzuca ponad wszystko.
Zapytałem nawet mamy i babci jak było w stanie wojennym. Były ograniczenia i restrykcje, ale nie takie.
Oczywiście – sytuacja jest zupełnie inna. Przecież teraz nie chodzi o trwałość ustroju. Socjalistycznego.
Tylko o ochronę społeczeństwa przed mikrojeżem z Chin, którego Chińczyk przetransferował na gatunek ludzki ogryzając skrzydełko nietoperza z rosołu w mieście Wuhan (11 milionów mieszkańców – 1/4 Polski).
Pierwszy u ludzi szok minął.
Aut na ulicach więcej. Pod marketami – w tzw. godzinach dla seniorów, parkingi pełne. Kompletny absurd, jeśli brać pod uwagę, że seniorzy uważani są za grupę wysokiego ryzyka. Według statystyk – w Bolesławcu, jest tych, uprawnionych rozporządzeniem ludzi, około 10 tysięcy. Nie dziwne, że są w stanie zapchać wszystkie parkingi pod sklepami.
Jeśli chodzi o statystyki, bo jesteśmy teraz terroryzowani codziennymi komunikatami o zgonach, które z przyczyn oczywistych muszą niepokoić wszystkich, poza fanami Death Metalu i grupy Joy Division – to sprawdziłem jak było w roku 2019 ->
Średnia dobowa ilość zgonów w Polsce – to około 1100. Ponad tysiąc ludzi umiera w Polsce każdej doby.
Średnia umieralność na powikłania pogrypowe (ciężkie zapalenia płuc z niewydolnością oddechową i zapalenia mieśnia sercowego, itp.) – w minionych latach, rocznie, dobijała w Polsce do 30 tysięcy.
30 tysięcy osób na rok. Dlatego właśnie usiłowano ludzi szczepić na grypę.
Ze statystyk wynika, że szczepiono 3% społeczeństwa.
Nie piszę tego, aby bagatelizować straszność koronawirusa, albo wywyższać temat szczpień przeciw grypie. Po prostu – piszę jak jest.
Uwaga! Tu była przerwa w pisaniu, około 60 minut, którą poświęciliśmy na intensywne spożywanie – więc pozostała część tekstu do końca – była już pisana na dobrej bani, ale – w celach badawczych pozostaje opublikowana i niezmieniona.
Tu wtrącę – dla potomności (bo to pamiętnik), że mamy początek kwietnia 2020, czas zagrożenia epidemiologicznego koronawirusem i nie wolno się przemieszczać bez wyraźnej, życiowej potrzeby – czyli ani na myjnię, ani np. zmienić opony z zimowych na letnie. Ani w ogóle wyłazić z domu bez potrzeby.
Michał J. – stały nasz komentator (dzięki), poruszył niedawno temat mycia samochodów i zauważyłem, że istnieje spora grupa ludzi, którzy bardzo często myją auta.
Ja napisałem, że nie kapuję – bo myłem w grudniu i generalnie nie myję, bo nie czuję potrzeby. Ale… zastanowilem się – bo jak się coś do ludzi pisze, to zwyczajnie – wypada się zastanowić, zanim się to opublikuje. Tego wymaga szacunek. Wzajemny.
I przypomniałem sobie, że jak miałem i jeździłem samochodem, który lubiłem, że nie powiedzieć – kochałem… – to meldowałem się na myjni co tydzień. Były takie dwa.
Kiedyś o nich napiszę.
Tu jest miejsce, w którym musiałbym opisać bieżące kretynizmy, które wykonuję, w związku z epidemią, jako podmiot różnych nadmiotów, aby zrealizować przedmiot chęci nadmiotu do zaspokojenia tych, którzy są przedmiotem. I na tym się zatrzymam. Bo trzeba, mimo wszystko, zarabiać.
A teraz chciałbym wrócić do Michała i tego mycia aut.
Będzie to opowieść o tym, jak chciałem zrobić piorunujące wrażenie na pewnej, przepięknej, dziewczynie z Nowogrodźca, z drobna pomocą Hondy o poj. 1000 – ale to nie do końca tak poszło jak chciałem.