[27] 26.02.2021
W przerażających czasach „trzeciej fali” lubię przypomnieć sobie traumy fali pierwszej. Te rękawiczki lateksowe, zakaz dotykania twarzy i błogosławiony dar nieczynnych parkometrów przy pl. Piłsudskiego – bo przecież ktoś zakażony mógł dotknąć, potem zdrowy dotknął i mur beton, za (tu sprawa nie do końca była jasna, czy 3 dni, czy dwa tygodnie) – respirator, zwłóknienie płuc i cmentarz.
Wtedy, wspomnijmy, zakażało się w Polandii – 12 osób na dobę.
Dzisiaj się zakaża 12 tysięcy.
Byłem ostatnio na poczcie państwowej, gdzie wystałem 30 minut w kolejce na zewnątrz i 10 w środku. Z pewnym zaciekawieniem skonstatowałem, że jest to jedna z niewielu firm, w których bywa mnóstwo ludzi, a… nie ma w ogóle niczego do odkażenia rąk. No ale służby latają i kontrolują pizzerie i siłownie, ponure rozsadniki zagłady. Dzisiaj z kolei byłem w kiblu modułowego PKP BC, który jest super, bo nie śmierdzi tu w końcu pierwszy raz od dekady. Ręce chciałem umyć, po wyjściu, ale w naszym Wielkim Imperium Lechickim – kolei państwowej nie stać na mydło w płynie, w czasach zarazy morderczej, więc leży taki wymydlony mydłek sobie. Koniec końców, wyszedłem, wyciągnąłem z plecaka żel mój własny, bo kanapkę chciałem zjeść ręka jakoś tam czystą. I te moje manewry z żelem zauważył ziomek bez maseczki stojący, od którego biło wokół poświatą wolności i godności niezmąconej i mnie wzrokiem zmierzył pełnym pogardy połączonej ze współczuciem. Poczułem się jak nawóz historii.