Blokada dobrej nadziei.

[18] 25.09.2020
Jestem w normalny sposób, człowiekiem podlegającym, emocjonalnym pływom. Staram się, oczywiście być, szalenie pewnym siebie, alfa-samcem, ale… po prostu różnie bywa.
Bo, nie jestem alfa-samcem, tylko normalnym chłopaczkiem z małego miasteczka. Usiłującym być sobą. Więc jak złapałem dobrą robotę, z wypłatą 3 na rękę, to oczywiście, Justyna Białozębna z Santandera, mi listy zaczęła wysyłać, co miesiąc, że mi kupi co zechcę.

Ale ja z rozsądkiem. Audi 2.0, a potem, po ludzku – Honda CBR1000 – model 2010.

Izę, bo miała identyfikator – zobaczyłem pierwszy raz na stacji paliw.
Iza jest przepiękna i (co oczywiście z ostrożności zakładałem) – poza moim zasięgiem.

Jestem wprawdzie wysoki, ale z mordy raczej przeciętny, bo dość pryszczaty nieustająco.
I blizny mam po ospie. Staram się coś z tym robić, ale idzie średnio. Niektórzy mają problem, bo 10 cm w pasie, a ja mam nieustający problem na pysku. 10 cm w pasie, to da się – w dwa miesiące załatwić. Gęby nowej sobie nie sprawisz. Ale w życie trzeba grać, a nie czekać.

Czytaj dalej „Blokada dobrej nadziei.”

Opieka pediatryczna w Bolesławcu – w czasach PRL.

W nawiązaniu do niedawnego wpisu FB z informacją czytelniczki, która musiała wzywać, stojąc na dziedzińcu bolesławieckiego szpitala – pogotowie z Lubania, bo w Bolesławcu nie było dyżurującego pediatry – postanowiliśmy sprawdzić jak było kiedyś.

W latach 70 i 80-tych, czyli za tzw. komuny – oddział dziecięcy bolesławieckiego szpitala posiadał 60 łóżek (dla niemowląt i dzieci starszych). Leczono na oddziale dzieci od wieku niemowlęcego do 18-go roku życia. Na oddziale pracowało kilkunastu pediatrów (w tym kilku na pełnym etacie). Opieka pediatryczna obejmowała nie tylko leczenie dzieci hospitalizowanych, ale również pracę w poradniach dziecięcych – w tym w poradni dla dzieci chorych i dla dzieci zdrowych (szczepienia, profilaktyka i badania okresowe).

Niezależnie od tego każdy pediatra miał w mieście pod opieką jedną szkołę, jedno przedszkole i żłobek, gdzie bywał raz w tygodniu – średnio około 3 godzin. W szkołach istniała również stała opieka stomatologiczna z lekarzem stomatologii na pełnym etacie i oczywiście z wyposażonym gabinetem.

Czytaj dalej „Opieka pediatryczna w Bolesławcu – w czasach PRL.”

Sensowirus

W Warszawie. Dziecko prosi, żeby na lotnisko. Oglądać samoloty. OK. Jedziemy.
Parkujemy. Terminal A. Idziemy na taras widokowy.
Zamknięty – bo: kolanowirus, śmiertelne zagrożenie, dystans społeczny, achtung, warning, wnimanje, hande hoch!
Wracamy. Czas 9 minut. Parkomat. Trzydzieści, kurwa, słownie, złotych.
Dobrze, że po drodze, koło odlotów, złapał telefonem pokemona Psuducka, bo by mnie chyba trafiło.
Wracamy do centrum.
W Złotych Tarasach jakieś 7 tysięcy osób. Każda z nich ma w dupie kolanowirusa.

Wesele w oparach amoniaku

W MOSiR

Był anno domini 1979, gdy polski socjalizm, zmierzając do komunizmu utykał w kolejnych wybojach i koleinach – wtedy kolejny raz zmieniłem zatrudnienie, które było, jak również w przypadkach moich współrodaków – zakamuflowanym bezrobociem: Zostałem kierownikiem technicznym Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji z obowiązkiem utrzymywania w zdatności do użytku – wraz z brygadą podporządkowanych mi kilku robotników – zespołu basenów, sztucznego lodowiska, hoteliku wraz kampingiem.

O wadze tej instytucji na zewnątrz przesądzał nawis biurokratyczny w postaci dyrekcji, księgowości i działów w rodzaju: kadry, transport z jednym, ciągle niesprawnym żukiem (rodzaj furgonetki), a moi pracownicy mieli jako narzędzia: obcęgi – kombinerki, młotki i parę zdezelowanych kluczy i śrubokrętów. Wiary w siebie dodawał im krzepki brygadzista Marian, który nieodmiennie przełamywał wszelkie bariery, piętrzące się przed realizowanym akurat celem lub zwątpieniami brygady, twardym górnośląskim stwierdzeniem: Nie ma ciula na Wilima![1]

Czytaj dalej „Wesele w oparach amoniaku”

Odmrażanie

[17] 05.05.2020

Przysięgam, że daleki jestem od jakiegoś pierdolca związanego z koronawirusem, nie rozczulam się nad sobą, itp. w panikę nie wpadam, w depresję też – bo w końcu, każdy gracz i mizantrop, żyje teraz nadzwyczaj godnie – nikt się do nas nie dowala za samoizolację i mitrężenie ekranogodzin. Chronimy przecież siebie. I innych.

Ale kazali siedzieć – siedziałem, rodzina siedziała… i z resztą siedzi dalej. Tyle, że mi już pracę, od tygodnia, odmrozili.
Łażę więc cały dzień z tą szmatą na ryju, odkażam się, mierzą mi temperaturę przy wejściu i wyjściu. Ludzie też, z tymi różnymi flegmochronami na japach, w zasadzie zachowują się ok, trzymają stosowny dystans. Nie gadają za wiele. I bardzo dobrze.

Czytaj dalej „Odmrażanie”

Sprawa.

Sprawa jest. Dzwonię na infolinię. Na infolinii syntetyczny, wkurwiająco uprzejmy mężczyzna:
„W związku z sytuacją nie przychodźcie do nas i nie dzwońcie, tylko korzystajcie z czata z konsultantem”.
OK. Zawieszam połączenie. Loguję się. Menu -> Kontakt/Czat z konsultantem.
Klik. Wyskakuje komunikat.

„W związku z sytuacją zawiesiliśmy czaty z konsultantami. Dzwońcie na infolinię”.

Zmarnowałem z dwie minuty, przez które mogłem zwyczajnie nic nie robić. A moja zbędna aktywność pochłonęła mnóstwo energii, która z kolei, wygenerowała dwutlenek węgla, który zwiększa efekt cieplarniany, który spowodował, że delfiny pojawiły się w Wenecji…
Nie, wróć! To nie ta opowieść.

Idę zapalić. Przy okazji zdezynfekuję się ze dwa razy.

Kot, który rozumie po ludzku.

Mam kota, który rozumie doskonale co do niego mówię.

Skąd te wnioski? – zapytacie.

Wołam do niego: – idziesz czy nie?

I on albo idzie, albo nie.

Z cyklu: fakt autentyczny. Dymex I

Tangens, mój dobry kolesiowiec, w wigilię kaca po 33 urodzinach, stał oparty o sosnę w lasku paląc Galuaza. Na prawo od nas ział ciemnością parów, zwany przez lokalesów z Koziej Górki – Diabelskim Wąwozem.

Kiedyś, rzekł puszczając chmurę Tangens, sobie tak myślałem, przedstawiałem…, że coś będę w życiu znaczył, rozumiesz…, coś nastąpi, jakaś kreacja, jakaś rola moja istotna

Zaciągnął się głęboko.

I co kurwa? Wyłysiałem, a nawet czwórki w totka trafić nie mogę.

Yves Klein. IKB.

Pandemia – dzień 44

[16] 16.04.2020

Mamy czwartek. To 26 dzień stanu urzędowej epidemii i 44 dzień od czasu ujawnienia pacjenta „0” w Polsce. Od dzisiaj mamy też administracyjny nakaz zakrywania twarzy. Nie trzeba robić tego z użyciem jakiegoś specjalistycznego sprzętu – wystarczy zaciągnąć golf, okręcić się szalikiem, czy też, założyć sobie na głowe papierową torbę z otworami na oczy. Mają być zakryte usta i nos. Odpowiedzialni ludzie, jakimi są prawdziwi kibice piłki nożnej – stosują te metody od wielu lat. Zakrywają porządnie twarze szalikami, gdyż na stadionach przebywa mnóstwo osób jednocześnie i nie trudno tam o zakażenie. Szczególnie gdy się głośno zachęca do szybkiego transportu drobiu (Jazda z 🐔!)

Ludzi na ulicach nie ma wielu, ale trudno też poczuć, że jest jakieś totalne wyludnienie (zdjęcie z g. 14:40). Owszem – dzieciaków brak. Spotykani, nieliczni przechodnie – zamaskowani. Jak nie apaszką, to szalikiem, maseczką taką, czy inną, babcie, niepełnosprawni, oczekujący w kolejkach – wszyscy. Jeden był tylko wyjątek.

Czytaj dalej „Pandemia – dzień 44”

Pandemia. Jaja.

[15] 10.04.2020

To pierwsze święta Wielkiej Nocy, chyba w życiu każdego z nas, gdy rodziny, mamy, babcie, ktokolwiek – nie może normalnie pójść do kościoła z koszykiem na święconkę.
Nie mam pojęcia dlaczego – ale to mi się narzuca ponad wszystko.

Zapytałem nawet mamy i babci jak było w stanie wojennym. Były ograniczenia i restrykcje, ale nie takie.

Oczywiście – sytuacja jest zupełnie inna. Przecież teraz nie chodzi o trwałość ustroju. Socjalistycznego.
Tylko o ochronę społeczeństwa przed mikrojeżem z Chin, którego Chińczyk przetransferował na gatunek ludzki ogryzając skrzydełko nietoperza z rosołu w mieście Wuhan (11 milionów mieszkańców – 1/4 Polski).

Pierwszy u ludzi szok minął.
Aut na ulicach więcej. Pod marketami – w tzw. godzinach dla seniorów, parkingi pełne. Kompletny absurd, jeśli brać pod uwagę, że seniorzy uważani są za grupę wysokiego ryzyka. Według statystyk – w Bolesławcu, jest tych, uprawnionych rozporządzeniem ludzi, około 10 tysięcy. Nie dziwne, że są w stanie zapchać wszystkie parkingi pod sklepami.

Czytaj dalej „Pandemia. Jaja.”