W Warszawie. Dziecko prosi, żeby na lotnisko. Oglądać samoloty. OK. Jedziemy.
Parkujemy. Terminal A. Idziemy na taras widokowy.
Zamknięty – bo: kolanowirus, śmiertelne zagrożenie, dystans społeczny, achtung, warning, wnimanje, hande hoch!
Wracamy. Czas 9 minut. Parkomat. Trzydzieści, kurwa, słownie, złotych.
Dobrze, że po drodze, koło odlotów, złapał telefonem pokemona Psuducka, bo by mnie chyba trafiło.
Wracamy do centrum.
W Złotych Tarasach jakieś 7 tysięcy osób. Każda z nich ma w dupie kolanowirusa.
Grudniowa wyprawa
Obudziłem się z trudem. 10 minut drzemki na budziku. Jeszcze gorzej się zrobiło. Wróciły codzienne, poranne, pytania o sens. Nikt mnie nie rozumie. Toteż postanowiłem rzucić to wszystko i pojechać w świat. O g. 7:50 wszedłem do gmachu dworca PKP w Bolesławcu. Wnętrze śmierdzi jak kloaka. Trochę chłodno. Ja w kapturze, rękawiczkach i traperach. Ładna dziewczyna w najeczkach do kostki. Bez skarpetek, albo w stopkach. Kobiety są silniejsze. Rozejrzałem się. Stojąc na dworcu kolejowym określenie „jechać w świat” oznacza, w praktyce, w lewo lub w prawo. W lewo więc, Węgliniec, bądź Lubań – w prawo Wrocław, Kraków. Po krótkim namyśle stwierdziłem, z całym szacunkiem dla Węglińca, że pojadę na wschód. Tam powinna być jakaś cywilizacja…
Czytaj dalej „Grudniowa wyprawa”Francuska awaria
[9] 30.11.2018
Dostaliśmy zaproszenie do Szczecina. Mówi płeć żeńska – jedziemy naszym klasycznym VW. Ja mówię – pojedziemy Cytroenem. Nowszy. Prawie nowy! Bezpieczniejszy. Taki francuski. Mało pije. Pozostało na moim.
Przejechaliśmy 70 km do Nowej Soli, z tradycyjną średnią prędkością 50 km/h. Tam wbiliśmy na S3, gdzie zjechałem na lewy, docisłem gaz i planowałem spuścić się w kwestii prędkości na tempomat, gdy wtem zapaliło się mnóstwo lampek na tablicy, moc struchlała, a komputer pokładowy wyrecytował mi czystą francuszczyzną coś w rodzaju: „że słi dein moteur à réparer kaput kaput kaput immédiatement sofort!
Hände hoch!
I generalnie
się przestało dać jechać, bo ja mu w gaz, a on gasł. To zjechaliśmy na Zieloną
Górę. Szybko tam na Booking – bo piąteczek, więc trup Cytroen, pożar Rzymu,
trzęsienie globu, kometa śmierci nie mają znaczenia, bo około 18 trzeba
odkorkować i zacząć baunsy. 💃🕺
Na szczęście się udało!
Zaraz za naszym lokum – trafiliśmy na taką reklamę.
Falubaziaki niosą jakąś nadzieję dla pozbawionej perspektyw i nadziei dyscypliny sportowej, jaką jest kolarstwo…🤣 🚴♂
P.S. Jak nie chcecie, żeby wam stawał nieoczekiwanie, to omijamy w samochodach Ford, Fiat i Fszystkie Francuskie. Bo VW i BMW to staje zawsze wtedy, gdy chcemy żeby stanął.
P.S. 2 Będziemy meldować ile kosztowały naprawy.
Słowacy sprawdzają jak się robi zakupy w Euro.
Nie było chyba wczoraj Słowaka, który nie wybrałby się na mniejsze lub większe zakupy. Praktycznie każdy chciał sprawdzić, jak płaci się w euro, nowej walucie, którą nasi południowi sąsiedzi przyjęli wraz z nadejściem 1 stycznia tego roku. Informuje “Dziennik Zachodni”.
“DZ” zauważył, że Słowacy ruszyli robić mniejsze lub większe zakupy. Muszę Państwu zdradzić, że ja również ruszyłem wczoraj do sklepu – łącznie ich odwiedziłem z 5. Zdarzył się nawet lokal gastronomiczny!
I muszę Państwu powiedzieć, że w naszym regionie Polski – nie wprowadzono Euro!
Natomiast mogę chętnie opowiedzieć Słowakom, Polakom i naturalnie polskim dziennikarzom jak się robi zakupy w Euro, gdyż robiłem, nie tak dawno, przez cały tydzień. Otóż zakupy w Euro… robi się tak samo jak w innych walutach. Wyciąga się z porfela banknot lub monetę, płaci i otrzymuje resztę. Lub nie.
Pytanie jest ILE się płaci. I tu mogę Państwu również podać odpowiedź. W znajomym pensjonacie górskim nieopodal Popradu od lat płaciło się za pobyt w okresie sylwestrowym równowartość 60 PLN od osoby za dzień. Z okazji wejścia Słowacji do strefy Euro – pan Miloslav poprosił był o 25 Euro od osoby za dzień. Daje to wg. dzisiejszego kursu 104 PLN.
Cena za nocleg wzrosła więc od grudnia 2007 do grudnia 2008 o 44 PLN.
Komentarz dopiszcie sobie Państwo sami.