[11] 20.05.2019
W sobotę były moje urodziny, wczoraj były urodziny Belli, w następną sobotę urodziny Padre. Wieczorem wszedłem do kibla, stanąłem nad muszlą i miałem zacząć, gdy wtem, w wodnym oczku, zauważyłem ruch, drobnych, koncentrycznie rozchodzących się, fal. Mucha wpadła i się topiła.
Mam taki feler, że w różnych zadziwiających momentach, mózg mój przełącza się na tryby alternatywne. Oczywiście nie zawiódł i tym razem.
„Nie możesz przecież tak zwyczajnie olać i spuścić z wodą tonącej muchy, gdy w końcu pojawiła się wiosna, odpaliła ładna pogoda, gdy wszyscy mają urodziny i zasadniczo są w miarę szczęśliwi”.
No tak – pomyślałem. Zapiąłem rozporek i poszedłem poszukać narzędzia ratunku. Znalazłem jakiś pożółkły liść w doniczce i za jego pomocą wydobyłem owada. Była to dość szpetna mucha. Chyba nawet plujka.
-Dzięki, serdeczne dzięki, za to co zrobiłeś.
-Spoko, trzeba się zachowywać po ludzku.
-Mam na imię Konstanty, mieszkam w oborze po drugiej stronie szosy. Jak możesz wystaw mnie na parapet, jak obeschnę to odlecę.
-Ok, słabo wyglądasz, przyniosę ci trochę miodu, żebyś się odbudował glikemicznie.
-O, to już naprawdę będzie zbytek łaski, ale nie pogardzę, jeśli nie będzie to wielki kłopot.
-Żaden problem, odrzekłem i poszedłem do kuchni.
Konstanty wszedł słabym krokiem na papierek z miodem i powoli wyciągnął do niego trąbkę. Podjadł nieco.
-Życie much zasadniczo śmierdzi gównem i padliną, ale przecież ma sens, bo inaczej by nas nie było – stwierdził po zakończeniu posiłku.
-Jutro jest 17 baniek w Lotto. Podlecę około 19 i podam ci numery na to losowanie. Zostaw uchylone okno. Narka!
Odleciał.
-No, hejka! Odpowiedziałem i poszedłem dokończyć to, czego w sumie nie zacząłem.