Mrówkoportacja

[8] 15.11.2018

Jadę. Spotify. Grubson. Ten most. Rondo. Stoję. Policja. Tak patrzę na tego mundurowego. Fajny. Myślę. Ciekawe jak wygląda jego dziewczyna.

B@dMan pisze: dzwoń.

Dzwonię. Mówi – lecimy na Majorkę po taniosze.
Pomysł nie jest zły.

Ale… przecież nie zostawię tu tych ludzi w Bad Bunzlauer, jesienią.
Gdy ich dusi depresja i średniość szczęścia. Rosnąca cena dizla.

A ja sam, z alkoholem. Na piaskach Majorki?
Kurwa, szczęśliwy?

Nie mój styl.

Jadę. Araszke dryń na smarcie. Odbieram na głośnym.

-C’yest?
-Słuchaj, ziomek. Jest dziwna akcja trochę, stoję w zatoce kurw pod Brzeźnikiem. Nie ma dyskusji – po prostu musisz!

Musisz, to musisz. Jadę. Daleko nie mam.

Zajeżdżam w Kurwa’s Bay. Nikogo nie ma.
Odpalam elektronicznego papierosa o smaku Matrix/Czipsy Bekonowe. Gra Podsiadło.
Jest 16:47.

Rozglądam się trochę, ale bez napinki. Nic.
Zasadniczo fajnie jest. Nagle łapa na szybie od lasu.
Podnosi się jakiś ryj. To Araszke.
Myśl mnie omyka, że bardzo interesujący jest. Taki kobieco-męski.
Przypomina młodego Morrisona z Doors’ów. Szczególnie, że ma zarośniętą klatkę i nie ma nic na sobie od góry.

Odblokowuję centralny, otwiera. Włazi.

Kurtki nie ma, ale fajki owszem. Zapala sobie.

Zaciąga się. Patrzy przed siebie.

Gra T.E.D.E. Wyścig szczurów.

-Coś mi powiesz? Pytam. Nie, żebym się jakoś domagał, czy coś…

-z moją Nową Gabi poszliśmy do Mrówki po deskę do kibla.

-Aha. I co?

-Tam jest taka alejka i pełno drzwi, które można kupić.

-Aha…

Otwierałem, bo fajne te drzwi. Poza tym uważam, że drzwi muszą być do czegoś. Tak zostałem wychowany. W końcu otworzyłem takie jakieś niepokojące, z dziwnymi zawiasami.

-?
-Wszędzie była za tymi drzwiami płyta biała, ale tu – nagle nicość była. Czerń próżna.

-Zasysała?

-Żebyś wiedział. Zasysała.

-Spodziewałem się.

-Wszedłem tam. Gabi się darła strasznie. Ale wszedłem.

-Ty, kurwa, jaki luz. W ogóle nie wiem, ale coś, kurwa niesamowitego. Taki jebany psychiczny aksamit. Rozgościłem się. I uważaj… tam się zaraz pojawilły jakieś ziomki i zaczęło grać reggae…
Chyba Marley nawet. Ale nie jestem pewien. Don’t touch tylko gadali. Don’t touch!
A ja miałem siłowego na przytulanie. I do tego Marleya z uściskami i mnie wyjebało strasznie brutalnie z tego.

-Gdzie?

-W takim tuneliku pod torami. Jakieś 20 minut stąd piechotą.

Odwiozłem Araszke do domu.

Nowa Gabi powiedziała, że zniknął jej z oczu w Mrówce przed piątą.
Jego skórzanej kurtki, ani t-shirta, z napisem Kons-Ty-Tuc-Ja nie znaleziono do tej pory.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.