Wesele w oparach amoniaku


trójskoku i w pochyleniu oddalali się od maszynowni w odmiennych kierunkach, tak jakby nie widzieli niczego przed sobą.

Krzyknąłem do Mariana i pozostałych, aby podbiegli do tych dwóch, miotających się ślepców, powstrzymali ich bieg donikąd i sprowadzili w pobliże pryszniców basenowych, które były już od pewnego czasu używane do łatwego pobierania wody dla rozmaitych celów remontowych, etc.

To był amoniak NH3, po wycieku wiąże cząsteczki wilgoci z powietrza i staje się pulpą gazowo-powietrzną cięższą od powietrza, więc toczy się, jak chmura po ziemi, przypominając podstawę grzyba wybuchu nuklearnego. W promieniu 20 metrów od epicentrum wycieku, przy wysokim stężeniu jest śmiertelny dla ludzi, oślepia ich i dusi porażając śluzówki dróg oddechowych i oczu. Jego zapach jest tak intensywny, że w mikroskopijnych ilościach służy medykom do przywracania przytomności zemdlonym.

Tymczasem wesele z „Nimfy” nabierało rumieńców. – Wprawdzie nie dotarli jeszcze nowożeńcy i zaproszeni goście, ale zespół pomagierów ze strony panny młodej i pana młodego wprzęgnięty w zbyt szczupłą, jak na tę kresowo-bałkańską, reemigracji uroczystość, obsadę restauracyjną – nie tylko dekorował zaplanowaną na uroczystości przestrzeń, ustawiał stoły, ławy, krzesła, nakrywał, etc. ale młodzi w większości ludzie płci obojga, degustując trunki, i wszystko co w obfitości docierało na stoły, koniec końców szybko łączyły się w dotknięte doraźnym afektem pary, olśnione weselną aurą, nie tylko obściskiwały się bez żenady, ale znikały w krzakach, gdy afekt stawał się trudny do udźwignięcia w pionie, czy na siedząco.

To zderzanie się tak odmiennych nastrojów w naszych głowach – pracowników MOSiR wprawiało nas w stan skrajnego rozdrażnienia, ale te odczucia były drugoplanowe wobec niewiedzy, co się naprawdę stało, jaka jest skala wycieku, w jakim kierunku powędruje chmura, czy przegonić wesele do wszystkich diabłów, czy pozostawić to na łasce losu.

A los bezwzględnie nakazywał ratować poparzonych amoniakiem i nie pozostawiał wyboru – Jedynym, co w tym niedoczasie było możliwe i wykonalne, to wepchnięcie ich tak, jak stali, w ubraniach i bez perswazji, przemocą pod basenowe natryski rozkręcone na maksymalne strumienie wody. – Wierzgali, myśląc że to jakieś nasze nazbyt chamskie kawały, gdy wyjaśniłem reszcie chłopaków, że to jedyne, racjonalne w tych okolicznościach rozwiązanie, gdy będą, tak jak stoją, w ubraniach, po 20 minut trzymani pod strumieniami zimnej, bo wodociągowej, majowej wody.

Szybko zrozumieli, że to ratunek, nie zabawa – czuli ulgę! – Ściągajcie łachy krzyknąłem, szybko, i do naga! – Robili to. Ich niby prześladowcy, także mokrzy, pomagali im w rozbieraniu się, a potem sami się porozbierali i oto pod natryskami można było podziwiać czterech nagusów w dziwnym tańcu: spontanicznych podskoków, wprawiających swe intymne wdzięki w totalne rozedrganie, imponujące, jak dla ciał, będących jednak na uwięzi.

Stres największy: chmura amoniaku, na przemian dynamizował, to paraliżował nasze myślenie. Brygadzista Marian wyglądał, jak najgorzej, nic nie skrywało wyrazu udręki, brużdżące, i tak pogmatwane rysy jego twarzy. Na co dzień, w stanie pełnego zadowolenia, jego uśmiech bywał tylko grymasem. Co dziwne chmura, jakby nie przesunęła się w żadnym kierunku, tylko zniknęła w niej maszynownia. Ponad chmurę wypiętrzała się mgła, rozrzedzając się subtelnie ku górze. Przez ruchome woale mgły przezierały wierzchołki wysokich drzew, w zmieniającej się konfiguracji odsłon i zniknięć.

Teraz, gdyż całą moją uwagę pochłaniały te groźne, arcyciekawe zjawiska – poczułem oddech na karku: „ Tego jest trzy tony” wycedził mi do ucha Marian ochryple. Słabo to do mnie w pierwszej chwili dotarło, bo z żeglarską precyzją uzmysławiałem sobie, co robi wiatr z tą chmurą, jaki on jest w sile i kierunku, i jak wpływają nań przeszkody, które napotyka: drzewa, pofałdowanie terenu, rzeka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.